O mocy kobiet sukcesu opowiada Beata Drzazga – przedsiębiorca, doradca biznesowy i życiowy, laureatka ponad 200 prestiżowych nagród i wyróżnień przyznawanych za dokonania tak biznesowe jak i filantropijne. Założycielka największej w Polsce firmy świadczącej długoterminową opiekę pacjenta – BetaMed SA, której sukces przyciąga zaproszenia do prelekcji na międzynarodowych konferencjach ekonomicznych i medycznych. Kobieta znana jako INSPIRUJĄCA.
Uważa się pani za kobietę silną, a czy urok osobisty, był w jakimś stopniu przyczynkiem do pani sukcesu?
Beata Drzazga: Głównej zasługi raczej upatruję w moich cechach charakteru. Bardzo mnie to obraża, gdy słyszę, jak ocenia się mnie po wyglądzie i przypisuje łatkę „blondynki”, której w sukcesie pomogła uroda. Absolutnie to tak nie jest, a wręcz przeciwnie. Uroda często była przeszkodą na mojej drodze, bo niestety powszechnie pokutuje stereotyp myślenia, że jak kobieta ładna to pewnie głupia, a jak odniosła sukces to stoi za tym jakiś jej facet. A cechy, które stoją za moją sprawczą mocą w biznesie to faktycznie silna osobowość, ale przede wszystkim obowiązkowość, otwartość na wyzwania, samodyscyplina i łatwość nawiązywania relacji z ludźmi, odwaga, umiejętność szybkiego podejmowania decyzji i zarządzania stresem, gdyby ta decyzja okazała się nietrafiona. Bo jeśli stres powstrzymuje nas przed działaniem, to znaczy, że nie jesteśmy stworzeni do tego, by być przedsiębiorcą. Ja wiem, że urodziłam się z żyłką przedsiębiorczości. Dodatkowo moja wewnętrzna potrzeba udoskonalania świata dookoła nie pozwala mi osiąść na laurach.
Czy przedsiębiorcą musimy się urodzić czy można nauczyć się nim być?
Nie wierzę, że można się nauczyć cech z jakimi rodzą się przedsiębiorcy. Można nauczyć się zasad prowadzenia biznesu, ale z cechami przedsiębiorcy musimy się urodzić.
Głosi pani, że biznes nie ma płci, a czy moc jest kobieca?
Beata Drzazga: Często jestem o to pytana podczas spotkań na panelach dyskusyjnych, na których jestem mówcą motywacyjnym, bo tam mówi się dużo o silnych kobietach i takie zaprasza. Gdziekolwiek poruszany jest temat mocy kobiet w biznesie i mówi się nawet „siła jest kobietą”, powtarzam, że powinnyśmy być ostrożne z takim twierdzeniem, bo brzmi ono zbyt feministycznie. Osobiście nie należę do feministek, bo nie popieram żadnej skrajności – ani mówienia, że teraz jest czas kobiet, ani że dzisiejsi mężczyźni są nieudacznikami. Prawdą na szczęście jest to, że i w Polsce mamy coraz więcej kobiet, które rozwijają się i zarządzają firmami. Jednak nie sądzę, że to kwestia tego, że kobiety się zmieniły, ale zmian systemowych Polski – z zarządzanej centralnie jako państwo komunistyczne, ograniczające rolę kobiety do gospodyni domowej lub robotnicy w polu czy fabryce, na państwo demokratyczne, w którym każdy ma równe prawa do tego, by pełnić taką rolę, w jakiej czuje się dobrze.
Niesprawiedliwość płac nadal jest niestety problemem, ale coraz więcej kobiet wchodzi do zespołów kiedyś zdominowanych przez mężczyzn i robi kariery równie błyskawiczne jak oni, może z wyjątkiem branży IT. Głoszę, że biznes nie ma płci, bo często spotykam się z takimi uprzedzeniami, że skoro ja delikatna blondynka reprezentuję moją firmę, to pewnie jestem tylko żoną prezesa. Przekonuję każdego, aby nie patrzeć jaka płeć stoi za prezesem, założycielem, przedsiębiorcą, a raczej przyjrzeć się kim jest ten człowiek. Wziąć pod uwagę, jakie ma cechy, jakie doświadczenia i co stworzył. Powtarzam, byśmy nie sugerowali się płcią, a oceniali szerszy obraz sytuacji. Zależy mi na sprawiedliwej ocenie togo co każdy stworzył swoją pracą, zaangażowaniem, wizją, kreatywnością.
Niestety ubolewam, że nadal wiele klubów biznesowych, dopuszcza na swoich członków wyłącznie mężczyzn. Mam nadzieję, że jednak panowie docenią kobiecą moc w biznesie i pomału to się zmieni, coraz więcej kobiet również zostanie członkami tych klubów. Dlatego ja staram się dbać o równowagę – wszędzie tam, gdzie kobiety krzyczą, że są siłą, przypominam im o sile mężczyzn, i na odwrót. Tam gdzie mężczyźni umniejszają zasługi kobiet, podkreślam biznesową moc płci pięknej.
Do jakich kobiet bardziej panią ciągnie, silnych jak pani czy wręcz przeciwnie?
Beata Drzazga: Oczywiście, że dobrze czuję się wśród kobiet silnych i pewnych siebie, ale podkreślam, że jednocześnie tych skromnych. Takie kobiety mają klasę i potrafią przebywając w swoim towarzystwie inspirować się nawzajem, a nie rywalizować ze sobą. Czerpiemy garściami, ze swoich doświadczeń. Nie lubię kobiet, które próbują zamaskować swoje niedowartościowanie pozorami siły. Nie lubię panoszyć się swoimi możliwościami i wywyższać. Zdecydowanie wolę przebywać wśród kobiet silnych, ale tych, które nie narzucają się ze swoją siłą. Mam też serce do kobiet słabych, wręcz ciągnie mnie do nich, by móc jakoś wesprzeć, zmotywować do tego, by walczyły o siebie. Bardzo ujmują mnie kobiety ambitne, ale tak delikatne, że byle kto podcina im skrzydła, niszczy ich wiarę w siebie i swoje marzenia. Budzi się we mnie wtedy moc walki o takie kobiety, a później dostaję od nich wiadomości, że tak je zainspirowałam do działania, że założyły własne firmy lub dostały skrzydeł.
Czy ma pani swoje sposoby rozpoznawania ludzi i ich intencji? Czy kieruje się pani doświadczeniem czy bardziej intuicją do ludzi
BD: Zarówno jednym jak i drugim. Już dawno przepracowałam w sobie, to jakimi ludźmi chcę się otaczać, a od jakich stronić. Łatwo potrafię to dziś rozpoznać. Zawsze dobieram sobie ludzi, od których wyczuwam szczerość, bije ciepło. Otaczam się ludźmi pozytywnymi i natychmiast rozpoznaję ludzi interesownych lub nieszczerych i to tak w relacjach prywatnych jak i w zawodowych. Jestem wyczulona, bo w przeszłości wiele razy się sparzyłam. Ale skłamałabym mówiąc, że nie wybaczam ludziom błędów i wad. Umiem akceptować ludzi, którzy mają i wady i słabości. Wiem, że wszyscy jesteśmy ich pełni i nie to jest głównym problemem, a nasze intencje. Złe intencje. Nie lubię i myślę, że nikt nie lubi czuć się wykorzystany i jeśli ktoś tego próbuje, to jest to niewybaczalne.
Jakie są pani życiowe wartościami i co panią najbardziej motywuje?
BD: Na pierwszym miejscu wartości jest pokora i empatia. Moje motto to „sukcesem jest to, że odnosząc sukcesy, dalej pozostajesz sobą”. Cieszę się, że mimo tego wszystkiego co osiągnęłam jestem ciągle tą samą osobą, widzę ludzi, chcę im pomagać. I chcę, by pomoc zawsze była bezinteresowna. Mam w sobie bardzo duże pokłady i pokory i empatii. A empatii nie tylko do ludzi, ale również do zwierząt. W tym duchu wychowałam również moje dzieci, bo kolejną wartością jest dla mnie rodzina. Chciałam zawsze, aby moje dzieci wyrosły na ludzi pełnych szacunku do innych ludzi i serca dla wszystkich istot żyjących.
Czyli to, że mówi się o tym jak przytula pani ludzi dokoła jest spowodowane empatią, czy raczej dbałością o swój wizerunek?
BD: Tę wewnętrzną potrzebę kierowania się do ludzi z miłością, czułością i serdecznością mam w sobie od dziecka. Szczególnie, gdy staje przede mną osoba, która potrzebuje wsparcia, ciepła czy zrozumienia czuję w sobie nieodpartą chęć przytulenia jej. Przytulam również moich pracowników, bo jestem z nimi mocno związana i czuję, że lubimy się ze wzajemnością. Nasi pracownicy nie są naszymi niewolnikami, więc jeśli wielu z nich od tylu lat jest ze mną i stara się zrobić dużo więcej niż od nich oczekuję to jestem im winna szacunek i sympatię, a to okazuję najlepiej przytuleniem. Przytulam też pacjentów mojej w klinice, bo nie umiem oprzeć się, aby tego nie zrobić. Patrzę im w oczy i widzę ich duszę. Nie oceniam, czy są piękni brzydcy czy nijacy, tylko chcę mówić im wprost jak bardzo są dla mnie ważni. Przytulam też osoby przypadkowe, nowopoznane, które nadają na tych samach falach jak ja.
Dziękuję za tę szczerą kobiecą rozmowę.
Źródło: Kobieta wp.pl