BEATA DRZAZGA Właścicielka i założycielka firm BetaMed S.A., Dono da Scheggia, Drzazga Clinic, BetaMed International, BetaNest Electronic, BetaInvest Miami
Od prawie 22 lat prowadzi własną działalność. Założycielka i Prezes Zarządu BetaMed S.A., w której zatrudnia ponad 3200 osób w 91 filiach w 11 województwach Polski, a także BetaMed International w Las Vegas w USA. Właścicielka kliniki laseroterapii i medycyny estetycznej Drzazga Clinic oraz salonu mody Dono da Scheggia. Założycielka BetaInvest Miami i sklepów BetaNest Electronic w Miami. Absolwentka 7 kierunków studiów. Dziekan wydziału medycznego Akademii Górnośląskiej w Katowicach. Ekspertka w dziedzinie zarządzania służbą zdrowia. Prelegentka wielu polskich i międzynarodowych konferencji ekonomicznych i medycznych. Uczestniczka misji gospodarczych, m.in. w Nevadzie, Kaliforni, Peru, Chile, Chinach. Otrzymała tytuł Ambasadora Biznesu Nevady. Laureatka ponad 200 prestiżowych nagród i wyróżnień przyznawanych na arenie międzynarodowej.
Podziwiam Panią za naturalną swobodę mówienia o swoich osiągnięciach. Czy to dobrze, szczególnie dla kobiety, że mówi dużo o sobie, o swoich sukcesach?
Należy mówić o swoich osiągnięciach. My Polacy odbieramy to czasem jako nienaturalne, ponieważ wychowano nas w komunizmie, gdzie odczytujemy to jako przechwalanie się. A mamy mówić o tym, co zdobywamy, co robimy, bo jest to prawdą. Tymczasem narzuca się nam, że lepiej jest widziana sztuczna skromność. Każdy ma prawo rozwijać się, osiągać sukcesy, robić coś dla ludzi i jednocześnie o tym mówić. Ja gotuję, piekę, ale przede wszystkim rozwijam swoje cechy i talenty w biznesie, także w kobiecy piękny sposób. Czuję się wolna, jestem osobą, która nie pozwoli się ograniczać i czekać na pozwolenie od kogokolwiek. Jeśli kobiety odnoszą sukces, to inni bardzo często myślą, że za jej sukcesem stoi jakiś mężczyzna. W moim przypadku słyszę, że skoro mam wspaniałą klinikę, to zapewne mam męża lekarza i on pracuje na ten sukces, a ja jestem tylko prezesem z nazwy. Tak nie jest. Od lat nie mam męża i nikt nie może mi zarzucić, że moją klinikę stworzył mężczyzna i odpowiada za jej sukces. Budowę BetaMed S.A. zaczynałam jako rozwiedziona kobieta z dwójką dzieci i świetnie sobie radziłam. Rozwijam się, bo nikt mnie nie ogranicza, nie przeszkadza mi w działaniu i w każdej chwili mogę studiować, otwierać firmę czy podróżować.
Jest Pani przykładem, jak czasem ocenia się kobiety. Jeśli odnosi sukcesy w biznesie a jest sama, to mówi się, że musi być nieszczęśliwa, bo nie ma męża. Czy zgodzi się Pani ze mną?
Oczywiście. Słyszę czasem: „Ułożyła Ci się praca, ale nie ułożyło Ci się życie”. Zawsze w tym momencie chce mi się śmiać, bo jestem wolna i spełniona. I to nie znaczy, że nie będę miała męża lub
partnera w swoim życiu, bo kandydatów jest wielu. To tylko kwestia czasu i wyboru, bo po co tkwić w złych związkach. Jest wiele nieszczęśliwych kobiet, które tkwią w małżeństwach, a w głębi duszy chciałyby być wolne i szczęśliwe. Jesteśmy stworzeni do tego, by mieć bratnią duszę, dzielić uczucia, ale jeśli partner ma hamować, to ja tego nie chcę. Ma to być ktoś, kto rozwija się tak jak ja, bym mogła zachwycać się i podziwiać taką osobę. Imponują mi ścisłe umysły, naukowcy, mądrzy ludzie.
Jak Pani rozumie feminizm?
Co do feminizmu to uważam, że wymagajmy od mężczyzn, by traktowali nas na równi, po partnersku. To ważne, by kobieta miała możliwość rozwoju na podobnych wysokich stanowiskach, jak mężczyźni. Jednak nie pomylmy tego, gdyż kobieta ma być kobietą, a mężczyzna mężczyzną, czyli zachwycajmy się swoim partnerem, swoją partnerką, podziwiajmy mężczyzn, nie traktujmy ich jak nieudaczników, a mężczyźni niech nadal przepuszczają kobiety w drzwiach i wszędzie będą dżentelmenami. Feminizm ma swoje granice. Nie możemy dopuścić do tego, by było jak w niektórych krajach, gdzie kobieta idzie piąta za osłem. We wszystkim musi być złoty środek. Pamiętajmy, że kobieta może być wtedy królową, gdy mężczyznę traktuje jak króla.
Wspomniała Pani o naukowcach. Pani również zajmuje się pracą naukową i nadal rozwija swoją wiedzę.
Tak. Jestem w trakcie pracy nad doktoratem. Uwielbiam się uczyć, skończyłam siedem kierunków studiów i jestem bardzo dumna z tego, że od roku pracuję jako dziekan wydziału medycznego Akademii Górnośląskiej. Swoim studentom i studentkom przekazuję pasję, jak być dobrą pielęgniarką czy pielęgniarzem. Mówię im, że jeśli nie mają miłości do drugiego człowieka, nie mają empatii i nie czują, że chcą służyć drugiemu człowiekowi, ale służyć w taki piękny godny sposób, to niech nie idą do tego zawodu. Tłumaczę studentom jak powinna wyglądać prawdziwa komunikacja z pacjentem, że jak bierzesz rękę pacjenta to poinformuj go co będziesz wykonywać, np.: „proszę się nie bać, teraz założę pani wenflon, troszkę ukłuję…”. Bądź kochany dla ludzi, pogłaszcz, powiedz, że wszystko będzie dobrze. Moje studentki wspaniale reagują i zapewniają, że tak będą robić i przekazywać te zasady koleżankom w pracy. Swoim życiem i pracą daję przykład jak powinna wyglądać służba zdrowia. Moim marzeniem jest, by każdy zobaczył i czerpał z tego, o czym mówię. Krzyczę do świata, że nie wolno źle traktować ludzi chorych. W mojej klinice dajemy miłość, szacunek i uwagę drugiemu człowiekowi. Bo odpowiednie traktowanie otwiera ludzi na leczenie, a tym samym wyciąga ich z choroby. Osoba będąca pod respiratorem zaczyna lepiej się czuć i chodzić. To jest piękne. Seniorom można dać miłość, patrzeć na nich – nie na pomarszczoną twarz, tylko w oczy i widzieć ich duszę.
To piękne, co Pani mówi. Jednak biznes wymaga twardej ręki. Jak Pani – delikatna, ciepła, empatyczna kobieta – sobie radzi?
Nauczyłam się mocnych cech. W biznesie daję do zrozumienia mężczyznom, by mnie szanowali więc równo się traktujemy. Po drugie, często trafiam na mężczyzn szlachetnych z klasą i dżentelmenów. W klubach przedsiębiorczości rozmawiam i inspiruję przedsiębiorców np. jakim być prezesem i zachęcam ich do tego, by kochali swoich pracowników, szanowali ich, nie „zadzierali nosa”, bo absolutnie nikomu nie wolno ubliżać, poniewierać. Pracownicy nie są własnością szefa – są w pracy. Dobre traktowanie będzie odwzajemnione respektem i wzorową współpracą. Także w przypadku negocjacji z innymi przedsiębiorcami, kiedy trzeba mieć silną rękę, bardzo dobrze negocjuję, ale zawsze zwracam uwagę na to, czy nie wykorzystałam osoby po drugiej stronie, abym mogła spokojnie spać. W biznesie działanie i rozwój są ważne, ale najważniejsze jest człowieczeństwo. Konkuruj jakością, merytoryką, zrozumieniem rynku, bez krzywdzenia innych. Ja konkuruję na rynku jakością w stu procentach. W BetaMed S.A. stworzyłam pacjentom piękne warunki, klinika wygląda jak najpiękniejszy hotel. Przy wejściu wita przybyłych wspaniały personel w recepcji. Staram się sama zatrudniać prawie wszystkie osoby do pracy, aby dopilnować czy na pewno mają tę miłość do drugiego człowieka w sobie. Jakością moich firm – także Drzazga Clinic – jest piękny wygląd, profesjonalna obsługa, mająca naj większą wrażliwość i empatię, a także sprzęt najwyższej klasy na rynku. Również w moim ekskluzywnym salonie Dono da Scheggia oferowane są najnowsze kolekcje ze światowych stolic mody, których nie ma w Polsce, a obsługa jest na najwyższym poziomie.
Jak to jest żyć i pracować na dwóch kontynentach?
Jest cudownie. Kiedy jesteś w innym miejscu, masz przemyślenia i widzisz jak coś wygląda np. w Polsce, czy można to wprowadzić w Miami, albo w innym miejscu. W Miami otworzyłam dwa sklepy z elektroniką, niedawno także klinikę BetaMed International, a we wrześniu – 3 tygodnie temu, firmę związaną z nieruchomościami. Tak naprawdę dla mnie w życiu na drugim kontynencie liczy się mentalność ludzi. Latynosi – zarówno kobiety, jak i mężczyźni – są niezwykle pogodni, radośni. Uśmiechają się do siebie nawzajem, zaczepiają, chwalą, że np. masz super szpilki i nikt nie jest zdziwiony i podejrzliwy tak, jak to czasem ma miejsce w Polsce. I ja mam właśnie takie południowe pozytywne usposobienie. Nie muszę się hamować ze swoją otwartością i radością życia. W pracy na różnych kontynentach, a nawet w krajach Europy ważne jest też to, jak się ubieramy. Uważam, że jak mamy to w naturze, że dbamy o siebie, dobrze się ubieramy, bo to lubimy i mamy pewność siebie, to wtedy możemy przenosić góry. Kiedy jestem we Włoszech to staram się ubierać elegancko, ale prosto, minimalistycznie. W Mediolanie trzeba być Coco Chanel – mniej znaczy więcej. W Polsce mam swoje garsonki, szpileczki, sukieneczki – ubrania na wszystkie pory roku. Natomiast gdybym w Miami nosiła to, co w Europie, to odbierano by mnie jako kogoś „sztywnego”. Tam muszę mieć jeansy, T-shirty w pięknych kolorach i szpilki. Elegancja oznacza co innego w każdym kraju. Praca jest tak samo inna, bo są różne mentalności. I to jest fajne, bo pracując na dwóch kontynentach, człowiek musi być elastyczny i umieć się dostosować do zmian, przestawić, a biznes i tak polega na umiejętnościach dostosowywania się do zmian. Kto się szybciej dostosowuje do zmian, ten szybciej osiąga sukces.
Czy jest jakieś marzenie, z którego Pani zrezygnowała?
Odpuściłam sobie np. budowanie sieci BetaMed w innych krajach. Myślałam, że mogę tak zrobić. Kiedyś w Maroko miałam propozycje od burmistrzów miast, abym stworzyła kliniki. Dawano mi ziemię z drzewkami pomarańczy, pokazywali jak wielu jest tam młodych ludzi i pielęgniarek. Ale zrezygnowałam z tego z dwóch powodów. Kiedyś ktoś powiedział, że za twoimi pomysłami i strategią muszą nadążać ludzie, a za mną i tym pomysłem nie nadążyliby ludzie. Musiałabym tam być, a to było niemożliwe. Drugi powód był taki, że doszłam do wniosku, że ludzie na starość nie chcą mieszkać w odległych krajach z dala od dzieci i wnuków. Zrozumiałam, że nie robi się domów seniora na odludziu, a piękne parki można stworzyć w miastach, gdzie jest blisko do szpitali i rodzina może częściej przyjeżdżać. Poza tym wokół starszego człowieka nadal powinno się coś dziać dla zdrowej pracy umysłu. To co nam wydaje się być piękne, niekoniecznie jest najlepsze dla ludzi starszych.
Co chciałaby Pani powiedzieć młodym kobietom, które wchodzą w życie? Przed czym Pani by je przestrzegła?
Przestrzegłabym kobiety przed tym, by wybierając swoją życiową drogę nie kierowały się utartym starym myśleniem, że matka Polka musi siedzieć w domu z dziećmi. Jeśli rodzice lub partner doradzają w tej kwestii, to niech na końcu kobiety same podejmują decyzję. Chcę powiedzieć też wszystkim kobietom bez względu na wiek, że jeśli chcecie zmienić pracę na inną nawet pięć razy, to zróbcie to, bo to wy decydujecie o swoim rozwoju. Ja rozwijam się w różnych kierunkach i chcę nadal to robić. Jeżdżę na konferencje nowych technologii, np. do Palo Alto w Dolinie Krzemowej czy do Singapuru, interesuję się sztuczną inteligencją, otworzyłam kiedyś sklepy z elektroniką. To dość odmienne od klinik i medycyny ale chcę się otworzyć na wszystko, co nowe. Będąc ostatnio w Palo Alto w Kaliforni zapisałam się na kolejne studia na Uniwersytet Stanford. Pokazujmy to ludziom. Żaden partner, rodzina nie mają prawa powstrzymywać nikogo od rozwoju osobistego, a my i tak będziemy dbać o rodzinę. Pamiętajmy też, że nie da się osiągnąć wszystkiego od razu. Nie patrzmy za daleko w przyszłość. Trzeba umieć cieszyć się z każdego najmniejszego kroku, z każdej cegiełki, dzięki której powstaje trwały mur.
Jakie jest Pani marzenie?
Moim marzeniem jest to, aby dodać człowieczeństwa do opieki zdrowotnej. Ale przede wszystkim moim marzeniem, niestety, jest to, żeby nie było już wojny. Mogłabym mówić o wielu pięknych
marzeniach, ale to jest w tej chwili najważniejsze. Wszyscy widzimy, że gdyby nie wojna, to można by robić dalej wiele rzeczy. Ja stanęłam z wieloma moimi pomysłami, choćby dlatego, że nie wiem czy zbudować jeszcze coś w Polsce, czy ktoś mi tego nie zburzy, bo tak jak na Ukrainie – ktoś zrealizował plany, marzenia, zbudował dom – spadła bomba i tego domu już nie ma. Więc marzę, by było tak, jak np. w 2018 czy w 2019 roku, kiedy nie było pandemii, wysokiej inflacji, wojny…